Sól ziemi czarnej, czyli Franek znowu śpiewa…

  • Post author:
  • Post category:KONCERTY

Odrobina sztuki w zwykłym dniu? Na najwyższym poziomie? Po prawie trzech miesiącach znowu w Teatrze Rozrywki na koncercie Kamila „Franka” Franczaka? Trzy razy TAK!

Cóż można jeszcze powiedzieć? Franek w środku tygodnia to dyskretna chwila refleksji nad codziennością. Franek w środku tygodnia to zastrzyk energii, bomba witaminowa i promień słońca. Im ciemniej i chłodniej robi się za oknem, tym częściej wracam myślami do tamtego wieczoru.

Podczas recitalu artysta zaprezentował ważny dla swojej muzycznej drogi zestaw utworów – podobnie jak w czerwcu. Ale przecież, kiedy ma się do czynienia z występem na żywo, nigdy nie jest tak samo. A gdy koncert stanowi tak spójną i konsekwentną całość, trudno wybrać fragmenty, które zachwyciły najbardziej. Czy to podróż „Czerwonym autobusem”, czy współczesna Polska z pytaniami o wolność i jej cenę w „Nie pytaj o Polskę”, osobiste „Freedom”? A może przenikające po raz kolejny do głębi „Przyszli o zmroku”, „Czas nas uczy pogody”? Ostra „Mamona”, cudowna, delikatna „Kruchość”, którą zaśpiewał z towarzyszeniem jej twórcy – Radka Michalika – przy fortepianie? Jedno powtórzę bez wahania – „Lubię wracać tam, gdzie byłem” w wykonaniu Franka to najlepsza wersja, jaką słyszałam.

W scenicznej twórczości wokalisty funkowe aranżacje i nowoczesne pomysły idą w parze z ogromną świadomością każdej wyśpiewywanej nuty. Całkowicie panuje nad głosem i emocjami, które dzięki niemu wyraża. Wykonywany materiał traktuje z należytym szacunkiem, ale bez niepotrzebnej czołobitności. Prezentuje wielką dojrzałość, a żaden z utworów nie jest przypadkowy. Starsze teksty: Gałczyńskiego czy Szpilmana, a także nowsze: Cygana, Ciechowskiego – w jego interpretacji nabierają nowego charakteru. Artysta w mądry sposób przywraca je publiczności – często młodej, która dopiero dzięki niemu je poznaje.

Fot. Artur Wacławek

Niespodzianką podczas koncertu była obecność gościa. Na deski chorzowskiej sceny Franek zaprosił wyjątkową wokalistkę – Katarzynę Łaskę. Jak sama zaznaczyła, czuła sporą tremę, bo był to jej pierwszy występ na żywo od lutego. Nie przeszkodziło jej to jednak w zaczarowaniu widowni hitem (nie lubię tego słowa, ale inaczej trudno ten utwór nazwać) „Mam tę moc”. A potem wspólnie z Frankiem zaśpiewali „All I’ve Never Known” z musicalu „Hadestown”. I było to wykonanie jednocześnie mistrzowskie pod względem technicznym, jak i pełne emocji. To, że Kasia i Kamil znaleźli nić porozumienia, było widoczne już podczas ich pierwszego spotkania on-line na mybroadway.pl. Wspólny występ na żywo jedynie to potwierdził. Takich duetów można by słuchać bez końca.

“Voir les comediens, voir les musiciens, voir les magiciens, qui arrivent” – śpiewał Charles Aznavour. Kiedy myślę o Kamilu Franczaku, nie mogę uciec od słów tego utworu. To wodzirej i sztukmistrz, który uwodzi publiczność i nie pozwala jej ani na chwilę wyzwolić się spod swego uroku. Klasę i kulturę bycia na scenie łączy w poczuciem humoru i lekkością. Ma niebywały talent i głos, którym zachwyca „od szeptu do krzyku”.

„Jeśli spytacie mnie, po co przyszedłem na ten świat, ja, artysta, odpowiem wam: Jestem tutaj, aby żyć na głos.”. Nie wiem, czy podpisałby się pod tymi słowami. Ale jeśli kiedykolwiek i gdziekolwiek zobaczycie zapowiedź, że „Franek śpiewa…” – koniecznie się wybierzcie, by posłuchać, jak „żyje na głos” na scenie.

16 września 2020r., koncert „Franek śpiewa…” (Kamil Franczak – śpiew, Radosław Michalik – fortepian, Michał Karbowski – gitara, Mateusz Szmigel Honisz – gitara basowa, Bartłomiej Herman – perkusja), Teatr Rozrywki, Chorzów

fb-share-icon