Trudne wybory, wielkie namiętności, bohaterowie uwikłani w sytuacje bez wyjścia – brzmi znajomo, prawda? Od dramatu antycznego po najsłynniejsze opery, od szekspirowskich tragedii po hollywoodzkie produkcje – wciąż tkwi w nas tęsknota za opowieściami większymi niż życie. Oglądamy je z bezpiecznej odległości, śledzimy losy bohaterów, żeby na chwilę uciec od rzeczywistości, przeżyć katharsis…
W nurt takich opowieści wpisuje się „Aida” – musical autorstwa Tima Rice’a i Eltona Johna, przeniesiony na scenę Teatru Muzycznego ROMA przez jego wieloletniego reżysera, Wojciecha Kępczyńskiego. Starożytność i konflikt pomiędzy Egiptem i Nubią służą jako pretekst do ukazania dramatycznej, pełnej skrajnych uczuć historii miłosnej.
Jedną z zalet kilkukrotnego oglądania tego samego musicalu jest to, że kiedy już zna się fabułę, można poświęcić czas na przyjrzenie się szczegółom. Nie dlatego, by szukać niedoróbek czy „pęknięć”, bo w tym spektaklu ich po prostu nie ma. Za to mnóstwo składowych czyni „Aidę” wyjątkową.
Scenografia dyskretnie sugeruje miejsca akcji. Jest prosta, oszczędna i graficzna. Podest to brzeg rzeki, ogromna krata – obóz niewolników, wielkie bloki pokryte hieroglifami przenoszą widzów w mury pałacu. Stonowane tła wyświetlane na ledowych ekranach podpowiadają wschód słońca czy niebo usiane gwiazdami i współgrają z ruchomymi elementami dekoracji. W takiej oprawie pojawiają się malarskie sceny: niewolnice nubijskie idą z koszami prania nad rzekę; żołnierze wracają na statku z wojennej wyprawy. Trochę to teatr cieni, trochę – pasowe kompozycje przypominające egipskie płaskorzeźby. Tak czy inaczej – prezentują się niezwykle efektownie.
Kostiumy zapierają dech. Wyglądają na wygodne i „łatwe w obsłudze”, co tym ważniejsze, że bywają zdejmowane czy zmieniane na scenie. Są wielkimi sprzymierzeńcami aktorów – może poza butami na platformach księżniczki Amneris, ale przecież i te nie są przypadkowe. Warto zobaczyć, jak żołnierze, Radames czy Dżoser w tych strojach chodzą. Krój narzuca dumną, wyprostowaną postawę, zdecydowany krok. Z bliska zachwycają dopracowane detale.
Ale stroje te są nie tylko piękne. Niewolnicy noszą układające się miękko, opływające sylwetkę, bardziej „obłe” kostiumy. Władza Egipcjan – mężczyzn podkreślona jest surowymi formami. To dlatego Amneris w scenie sądu ma suknię o graficznej, przerysowanej górze – jest ona zewnętrznym znakiem tego, że księżniczka wchodzi w męską rolę.
A jak efektownie wirują stroje tancerzy w „Nowej piramidzie”! Jak doskonale podkreślają ekspresję ciała w „Tańcu sukni”! Sceny zbiorowe są mistrzowskie. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić, ile godzin ciężkiej pracy zespołu za nimi stoi, ale mam świadomość, że właśnie dlatego wyglądają tak naturalnie i pięknie.
Scenografia, światła, stroje, wykorzystane kolory (w większości przykurzone, rozmyte, nawiązujące do natury) w przemyślany sposób kreują świat przedstawiony i stanowią spójną koncepcję wizualną.
Przebojowe kompozycje Eltona Johna są niewątpliwym atutem „Aidy”. Czy to monumentalna „Miłość bogów”, czy przepełniona namiętnością „Zawiła gra”, liryczne i emocjonalne „Gwiazdy piszą los”, energetyczny „Taniec sukni”, bardzo „eltonowski” w klimacie „Jak ojciec, tak syn” – partii solowych i chóralnych słucha się z prawdziwą przyjemnością, a brzmią w uszach długo po zakończeniu przedstawienia. Warto też docenić dobre tłumaczenie, które nie utrudnia aktorom pracy na scenie.
Postaci wymyślone na potrzeby musicalu nie są szczególnie zniuansowane psychologicznie. Widz ma szybko zapamiętać, kto jest kim, toteż każda ma kilka wyraźnie zaznaczonych cech. „Reszta” jest zadaniem aktorów. To oni mają sprawić, że bohaterowie staną się prawdziwi, a ich losy przejmujące.
Agnieszka Przekupień, którą wreszcie udało mi się zobaczyć jako Amneris, w łaźni czy scenie przywoływania Radamesa do sypialni nie bawi się w subtelności i bez pardonu ogrywa komediowe emploi swojej bohaterki. Księżniczka ma być krzykliwa, zwracać na siebie uwagę – i taka jest. Gra wyznaczoną rolę modnej celebrytki; otaczający świat jest malowniczym tłem dla jej urody i ekstrawaganckich kreacji. Przełomowe okazuje się jej spotkanie z Aidą, a potem rozmowa z Dżoserem. Amneris konfrontuje się z tym, czego dotychczas unikała, i zaczyna przekraczać ramy narzucone przez urodzenie i płeć. Największe wrażenie robi, gdy zdejmuje maskę pustej lalki. W „Znam prawdę” aktorka przejmująco oddaje cichą rozpacz niekochanej i zdradzonej przez wszystkich kobiety, której czas „przeminął, nim zacząć się mógł”. Płocha Amneris z pierwszego aktu ustępuje miejsca władczyni, która musi dotrzymać zobowiązań. Ale zanim to się stanie, będzie musiała utracić wszystko, co dotychczas było jej drogie. Posągowa, piękna i dumna, Agnieszka Przekupień jest księżniczką idealną.
Ciekawie wypada porównanie ojców – władców. Faraon przystaje na żądania córki, przekazuje jej władzę. Czy dlatego, że widzi, jak się zmieniła? A może pozwala na to, bo wie, że jego czas dobiega końca?
Krzysztof Cybiński jako nubijski król Amonastro z jednej sceny wyciska, ile się da. Zapamiętuje się jego wściekłość, rozgoryczenie, rozczarowanie Aidą. Przez łachmany i brud przebija złamana godność władcy, który ma „jeszcze jeden powód, by nienawidzić Egipcjan”. Rozumiem, że jego honor, a co za tym idzie – honor kraju są dla niego najważniejsze. Niemniej irytuje mnie to, jak szybko i powierzchownie ocenia córkę.
Przykuwająca uwagę jest też relacja ojcowsko-synowska między Dżoserem i Radamesem – w obu przedstawieniach, na których byłam, iskrząca od emocji. Kapitan unika ojca, długie wyprawy trzymają go z daleka od pałacowych intryg. W końcu jednak musi stanąć naprzeciwko niego. Kulminacja następuje w „Jak ojciec, tak syn”, kiedy kapitan ostatecznie przeciwstawia się Dżoserowi i jego planom.
Bo doradca faraona nigdy się nie waha. Księżniczka, władca, własny syn są tylko pionkami na szachownicy, które trzeba umiejętnie rozstawić, żeby wygrać partię planowaną od lat. Nie ma miejsca na sentymenty, liczy się cel. Janusz Kruciński tworzy kompletny portret czarnego charakteru. Służą temu głos, sposób śpiewania, chód. Każde skinienie ręki, pauza w wypowiedzi, spojrzenie są przemyślane i podane „w punkt”. Dżoser to postać, którą kocha się nienawidzić, ale trudno oderwać od niej wzrok.
Mereba za to nie sposób nie lubić. Z kart literatury patronują mu Dyl Sowizdrzał i Sancho Pansa. Trochę chłopek-roztropek, a trochę prostaczek o złotym sercu, uosabia ludową mądrość, szczerość i zapobiegliwość. Pojawienie się tego bohatera pozwala na chwilę odetchnąć od dramatycznych wydarzeń. Od czasu, kiedy widziałam go ostatnio, Piotr Janusz dodał swojej postaci kilka smaczków. To drobiazgi – w gestach, mimice, inaczej zaakcentowanych zdaniach, które jednak dodają jej głębi i ukazują, jak ciekawie się rozwinęła w wykonaniu aktora. Sprawiają one też, że Mereb staje się widzowi jeszcze bliższy. Do niego należy jeden z moich ulubionych utworów musicalu – „Wiem, kim jesteś”.
Oczywiście „Aida” to przede wszystkim love story. Nic więc dziwnego, że uwaga skupiona jest na głównych bohaterach wątku uczuciowego. To oni mają przekonać odbiorców, że ich historia miłosna jest „ponadczasowa”.
W dwóch spektaklach dzień po dniu widziałam dwie różne obsady głównych ról. Najpierw Basię Gąsienicę Giewont i Janka Traczyka, których miałam okazję podziwiać razem na scenie przed prawie rokiem.
Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam Basię Gąsienicę Giewont, uderzył mnie kontrast jej drobnej postaci i ogromnej mocy głosu. Tym razem było podobnie – mimo że już wiedziałam, czego się spodziewać. Aida w interpretacji tej aktorki to idealnie wypośrodkowane połączenie siły i delikatności. Robi wrażenie pośród tłumu wpatrzonych w nią Nubijczyków. Szczupła i dziewczęca, nie jest w żadnym wypadku uległą, przestraszoną branką. W pierwszych scenach z Radamesem widać głównie jej upór i zaciętość; przeciwstawia się mu, nie zważając na konsekwencje. Nie daje się zapędzić w kozi róg. Jest spostrzegawcza, mądra i silna. Lepiej poznając kapitana, pozwala sobie na szczerość, rodzi się w niej czułość i namiętność. Basia Gąsienica Giewont tworzy wyrazistą, prawdziwą postać zakochanej dziewczyny, autentycznie rozdartej między powinnością a uczuciami. W „Tak łatwo żyć się da”, kiedy dokonuje wyboru, jej żal za tym, co traci, jest wręcz namacalny, a gorzka rezygnacja w głosie wywołuje ciarki.
U Janka Traczyka od pierwszych chwil widoczna jest niezwykła lekkość i swoboda bycia na scenie. Kiedy się pojawia, z bohunowym błyskiem w oku i łobuzerskim uśmiechem, nie można oderwać od niego wzroku. Jest zadziorny i nieodparcie charyzmatyczny. Nic dziwnego, że żołnierze reagują na każde jego skinienie. Na początku jest wyniosły i hardy. Bawi się strachem Aidy, by zaraz potem dać do zrozumienia, że dziewczyna go intryguje. I nie podoba mu się to. Szuka jej, chce być bliżej, ale wie, że kieruje zainteresowanie w niewłaściwym kierunku. Pyszałkowato stwierdza, że mógłby wydać rozkaz, by „była mu przychylna”. Z drugiej strony pragnie, by z własnej woli widziała w nim mężczyznę, nie tylko żołnierza wrogiej armii. Z czasem jego uczucie się rozwija, a on staje się bardziej świadomy tego, na czym mu naprawdę zależy. Janek Traczyk konsekwentnie pokazuje dojrzewanie Radamesa. Kulminacją jest jego ostatnia rozmowa z Amneris, kiedy wyjaśnia, dlaczego nie może zaprzeczyć sobie i swojej miłości. W sobotnim przedstawieniu zachwycił mnie wokalnie – głębią emocji w wielu scenach i „pazurem” w innych.
Podczas kolejnego przedstawienia trafiłam na Ewę Kłosowicz (tym samym udało mi się zobaczyć wszystkie Aidy) i Pawła Mielewczyka.
Ewa Kłosowicz dołączyła do obsady musicalu dużo później, ma za sobą tylko kilka przedstawień z długimi przerwami pomiędzy. Widać jednak, że dobrze czuje się w tej roli. Ładnie oddaje zagubienie Aidy w obozie niewolników czy w rozmowach z Merebem. Przekonująco pokazuje, jak rodzą się jej uczucia do Radamesa. Ma piękny głos, którym bez wysiłku oddaje różnorodne emocje. Jej postać z czasem będzie pewnie rozwijać się i ewoluować. Mam nadzieję, że aktorka będzie miała jeszcze wiele okazji, by zaprezentować swoją interpretację Aidy przed publicznością.
Na zobaczenie Pawła Mielewczyka w głównej roli męskiej bardzo długo czekałam. I muszę przyznać, że jego Radames bez większego wysiłku skradł moje serce. Jego fizyczność implikuje inne „podanie” roli. Aktor stworzył bohatera bardzo szorstkiego i „kanciastego” w początkowych scenach. Po żołniersku bezceremonialny, zmieszanie spowodowane rodzącą się sympatią do nubijskiej dziewczyny pokrywa ironicznym uśmieszkiem. Gdy jednak wreszcie poddaje się uczuciu, robi to bez reszty. Bardzo intensywnie odczuwa się jego gniew, wściekłość, żarliwość. Warto pamiętać, że Paweł, który bierze też udział w przedstawieniach jako członek zespołu, podczas przygotowań miał mniej czasu na wykreowanie swojego Radamesa. Udało mu się jednak stworzyć pełnowymiarowego i intrygującego bohatera, który przykuwa uwagę – i to jak!
Wiele scen pomiędzy głównymi bohaterami kipi od podskórnej czy też całkiem jawnej namiętności. W takich momentach często się mówi o przysłowiowej „chemii” między aktorami. Trzeba przyznać, że tu jej nie brakuje. Pomiędzy obiema parami aż iskrzy i są w nich niezwykle sugestywni.
W kontekście opowiadanej historii słowa jednego z utworów brzmią jak ponury żart. „Każdy może mieć, co chce”? Tu nikt nie dostaje tego, czego pragnie. A gorzkie zakończenie daje jedynie namiastkę happy-endu. Jednak „Aida” nie jest burzącą mury, filozoficzną przypowieścią o szukaniu prawdy – tak, jak nie są nią „Romeo i Julia”, „Tristan i Izolda” czy „Titanic”. To po prostu historia miłosna w wyrafinowanej oprawie wizualnej. Lubię takie i daję się im porwać bez zastrzeżeń – szczególnie jeśli zrealizowane są na takim poziomie jak produkcja ROMY. Kiedy się kończy, mam ochotę natychmiast znowu znaleźć się nad brzegiem Nilu, by usłyszeć „opowieść o miłości, która kwitła w erze zła”.
„Aida”, Teatr Muzyczny ROMA
Reżyseria – Wojciech Kępczyński
II reżyser – Sebastian Gonciarz
Współpraca reżyserska – Ewa Konstancja Bułhak
20 lutego 2021r.:
Aida – Basia Gąsienica Giewont
Radames – Janek Traczyk
Amneris – Agnieszka Przekupień
Dżoser – Janusz Kruciński
Mereb – Piotr Janusz
Nehebka – Katarzyna Kanabus
Faraon – Wojciech Paszkowski
Amonastro – Krzysztof Cybiński
21 lutego 2021r.:
Aida – Ewa Kłosowicz
Radames – Paweł Mielewczyk
Amneris – Agnieszka Przekupień
Dżoser – Janusz Kruciński
Mereb – Piotr Janusz
Nehebka – Katarzyna Kanabus
Faraon – Wojciech Paszkowski
Amonastro – Przemysław Redkowski
Cudna recenzja. Nic dodać, nic ująć. Zwlaszcza ten „bohunowy błysk w oczach” Radamesa granego przez Janka 🙂