Siła sióstr

Próbująca przebić się w show-biznesie piosenkarka, Deloris van Cartier (z akcentem na „e”, jak ten sklep z biżuterią, żeby nie było wątpliwości!) jest świadkiem morderstwa, którego dokonuje jej kochanek. Tropiona przez niego i jego szumowiny, chroni się na posterunku policji. Stróże prawa postanawiają ukryć ją w miejscu, gdzie z pewnością nikt nie będzie jej szukał. W ten sposób, bardziej nie chcąc niż chcąc, niedoszła gwiazda scen podrzędnych, zadymionych klubów trafia do… klasztoru. Wkrótce Matka Przełożona proponuje jej stanowisko dyrygentki chóru zakonnego. Zadanie niełatwe, bo słuchanie dotychczasowych dokonań wokalnych siostrzyczek chyba nawet dla Boga musiało być próbą charakteru… Deloris rozkręca chór, gromadzi fundusze na podupadający klasztor i ma szansę stać się idolką religijnych kanałów. Może nie jest to kariera, o jakiej marzyła, ale darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Czy może raczej – na darowany habit nie narzeka, że szary i zbyt długi.

Komizm „Zakonnicy w przebraniu” zasadza się na konfrontacji dwóch kompletnie nieprzystających do siebie światów. Pomysł to nienowy, wielokrotnie w komediach eksploatowany, ale zazwyczaj się sprawdzający. Po jednej stronie – uduchowione, skupione na modlitwie, skromne zakonnice, po drugiej – żywiołowa, skupiona głównie na sobie i daleka od skromności aspirująca piosenkarka. Z czasem, jak nietrudno się domyślić, nastąpi pewne przesunięcie akcentów. Siostry okażą się mniej pokorne niż by się zdawało, a i jednolite jedynie zewnętrznie, ze względu na habity. Deloris zaś pod warstwą twardzielstwa i przebojowości skrywać będzie marzenie nie tylko o scenicznych triumfach.

W tym musicalu prym wiodą kobiety – dokonujące różnych wyborów, niekoniecznie zgodne co do wizji świata, która jest im bliska, jednak służące sobie wsparciem. Siła – nomen omen – sióstr jest niepodważalna.

Paulina Magaj jako próbująca zaistnieć piosenkarka jest wyzywająca, prowokacyjna, ale cechy te równoważy poczuciem humoru, sumiennością i prostolinijnością. Co prawda spotyka się z gangsterem, ale wciąż potrafi odróżnić dobro od zła. Z czasem odsłania też ukryte pokłady wrażliwości, strach przed samotnością, tęsknotę za tym, by komuś naprawdę na niej zależało. Jednak do końca pozostaje przebojową, niedającą sobie w kaszę dmuchać dziewczyną. Powierzenie głównej roli Paulinie Magaj to strzał w dziesiątkę. Swoją energią mogłaby zasilić niewielką elektrownię atomową. Jej intrygujący, mocny, czysty głos zdecydowanie wybrzmiewa w kolejnych songach. Ma być gwiazdą tego przedstawienia i jest nią – na sto procent.

Maria Meyer, Paulina Magaj, Tomasz Jedz, fot. Artur Wacławek

Zapadające w pamięć kreacje siostrzyczek tworzą uznane aktorki chorzowskiej sceny – Marta Tadla jako pogodna, serdeczna Maria Patryk czy Anna Ratajczyk – nieco zwariowana Maria Łazarz. Wioletta Białk w roli nowicjuszki, Marii Robert, która nie zna innego świata niż ten za klasztornym murem, urzeka delikatnością, niewinnością, ale też zaskakuje uporem. We wspólnych scenach Paulina Magaj i Wioleta Białk pięknie wygrywają opozycje zarówno w charakterach swoich postaci, jak i w wyglądzie czy głosie. Maria Klarencjusz, jak prawdziwa starsza siostra, daje Marii Robert siłę, by mogła dokonać wyboru. Nie narzuca jej niczego, pokazuje, jakie ma możliwości.

Zakonnice są zachwycone nową towarzyszką – wszystkie poza Matką Przełożoną. To kobieta żarliwej wiary i szczerej modlitwy, prawdziwie dbająca o klasztor. Odrzuca zły i niszczący świat zewnętrzny, którego Deloris jest aż nazbyt widocznym symbolem. Czeka na znak od Boga, a gdy w końcu taki otrzymuje – chociaż inny niż się spodziewała – posłusznie go akceptuje. Na początku kostyczna i cierpka, potwierdza głębię swojej wiary czynami. Pomoc bliźniemu jest dla niej sednem człowieczeństwa – nawet jeśli bliźni niekoniecznie przystaje do jej wyobrażeń o skromności i pokorze. Maria Meyer w tej roli zachwyca. Mogłoby się zdawać, że wózek inwalidzki na scenie ogranicza możliwości aktora. W tym przypadku dzieje się odwrotnie – z biegłością wykorzystując, to, co dostała, artystka buduje przekonujący portret bohaterki, której system wartości chwieje się w posadach. Jej końcowa przemiana wypada poruszająco i wiarygodnie.

Rafał Talarczyk, fot. Artur Wacławek

W rolę sierżanta Eddiego, od czasów szkolnych podkochującego się w przebojowej koleżance, wciela się Rafał Talarczyk. Dziewczyna długo go lekceważy, a on ma świadomość, że daleko mu do bycia superbohaterem. Jest za to ciepły i ujmujący. Szacunek i serce zarówno Deloris, jak widowni zdobywa wytrwałością i otwartością. Poza świetnym głosem aktor prezentuje niezwykły dystans do samego siebie. Umiejętnie równoważy komizm liryzmem, przerysowując swojego bohatera tylko tam, gdzie to konieczne.

Tomasz Jedz ze swobodą scenicznego wyjadacza pokazuje, jak grany przez niego ojciec O’Hara coraz bardziej odnajduje się w roli showmana i menadżera. Trudno wyrzucić z głowy wyrazisty epizod Dominika Koralewskiego. Bartłomiej Kuciel w postaci Curtisa kumuluje stereotypowe cechy gangstera. Luzacki i pewny siebie sposób poruszania się, trzymania broni, śpiewania… Jednak jego bohater, mimo nikczemnych czynów, nie przeraża. Przypomina raczej nieporadnych członków „Gangu Olsena” niż bezwzględnych ojców chrzestnych z filmów Coppoli i Scorsese.

Nie sposób nie wspomnieć o trzech oprychach – pomagierach Curtisa: hiszpańskojęzycznym Pablo (Maciej Kulmacz), lizusowatym krewnym szefa – TJ-u (Piotr Brodziński) i bajerancie Joeyu (Hubert Waljewski). Zdobni w złote łańcuchy, w ciuchach macho z podrzędnej speluny, cudownie karykaturalni i kiczowaci, wywołują salwy śmiechu za każdym razem, kiedy się pojawiają. Ukoronowaniem show w ich wykonaniu jest utwór nawiązujący do najlepszych tradycji Bee Gees – „Hej, siostro”.

Imponuje lista nazwisk twórców chorzowskiej wersji musicalu. Reżyser Michał Znaniecki w swojej biografii zawodowej na sporo „naj”. Jako najmłodszy reżyser debiutował w La Scali, był jednym z najmłodszych dyrektorów warszawskiej Opery Narodowej i Teatru Wielkiego. Współpracuje ze scenami operowymi na całym świecie, a z zespołem Teatru Rozrywki wyreżyserował wcześniej m.in. „Jekylla i Hyde’a” czy „Producentów”. Nic więc dziwnego, że zrealizowana przez niego z wprawą „Zakonnica w przebraniu” skrzy się dowcipem, a wartka akcja nie pozwala odetchnąć ani na chwilę. Energetyczna, pełna wdzięku muzyka w klimatach lat 70. „niesie” przedstawienie od sceny do sceny (warto nadmienić, że odpowiedzialny za nią Alan Menken to gość z całą baterią Oscarów i innych nagród na koncie, autor hitów z „Małej Syrenki”, Pięknej i Bestii” czy „Pocahontas”).

„Niosą” też spektakl polskie teksty, zgrabne i akuratne. Jacek Mikołajczyk, autor tłumaczenia libretta (i jednocześnie reżyser prapremierowej „Zakonnicy…” w Teatrze Muzycznym w Poznaniu), jak mało kto „czuje” język musicalu. Jego wirtuozeria w operowaniu językiem polskim może być wzorem dla innych.

Twórca scenografii, Luigi Scoglio, mający doświadczenie zarówno w musicalu, jak i operze czy teatrze eksperymentalnym, w Rozrywce umiejętnie buduje przestrzeń dla spotkania dwóch światów. Najbardziej efektownym jej elementem jest finezyjne, ażurowe klasztorne ogrodzenie i witraże w tle. „Brudny” świat zewnętrzny symbolizuje graffiti, w których wykorzystano prace Banksy’ego. Podoba mi się zagospodarowanie sali teatralnej czy balkonów, gdzie urządzono np. komisariat policji.

Fot. Artur Wacławek

Choreograf Jarosław Staniek, współpracujący m.in. z Teatrem Syrena i krakowskim Variete, na stosunkowo niewielkiej scenie tworzy pełne rozmachu układy, tym bardziej widowiskowe, im większą karierę robią siostry. Z tego jednego względu żałuję mojego upodobania do pierwszego rzędu – z dalszych na pewno sceny zbiorowe prezentują się wyjątkowo.   

„Bo jeśli coś nas porusza, dlaczego mielibyśmy mówić o tym szeptem?”. Zgodnie z tymi słowami spektakularna chorzowska inscenizacja nie szepcze. Daje czadu w rytmie lat 70., błyszczy jak dyskotekowa kula, olśniewa i przyciąga wzrok. Widz ani na chwilę nie traci wiary (nie w takim spektaklu!), że wszystko skończy się dobrze (potrzebujemy dziś takich zakończeń). A zawsze aktualne przesłanie o tym, że warto szukać tego, co łączy, jest na tyle wyraziste, że wcale nie ginie wśród głośnych rytmów disco, r’n’b i soulu.

To było drugie przedstawienie „Zakonnicy w przebraniu” w Teatrze Rozrywki po otwarciu teatrów – kipiąca niezwykłą energią, nieokiełznana jazda bez trzymanki. Długie owacje na stojąco na zakończenie, ogromna radość i wzruszenie na twarzach aktorów udowodniły po raz kolejny to, co oczywiste – jesteśmy potrzebni sobie nawzajem. Teatr na żywo jest nieporównywalny z niczym innym.

Za udostępnienie i możliwość wykorzystania zdjęć serdecznie dziękuję Teatrowi Rozrywki.

„Zakonnica w przebraniu”, Teatr Rozrywki, 26 lutego 2021r.

Reżyseria – Michał Znaniecki

Deloris van Cartier – Paulina Magaj
Matka Przełożona – Maria Meyer
Maria Patryk – Marta Tadla
Maria Łazarz – Anna Ratajczyk
Maria Robert – Wioletta Białk
Maria Marcin z Tour – Ewa Grysko
Maria Teresa – Dagmara Żuchnicka
Ojciec O’Hara – Tomasz Jedz
Curtis – Bartłomiej Kuciel
Joey – Hubert Waljewski
Ernie – Rafał Gajewski
Pablo – Maciej Kulmacz
TJ – Piotr Brodziński
Tina – Aleksandra Dyjas
Michelle – Joanna Możdżan
Kelnerka – Magdalena Wojtacha
Sierżant Eddie – Rafał Talarczyk
Gliniarz – Marek Chudziński
Drag Queen – Dominik Koralewski
Reporter – Jakub Wróblewski


fb-share-icon
Ten wpis został opublikowany w kategorii MUSICALE. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.