Szekspir wielkim dramaturgiem był. Tak mówią. Pytanie brzmi – kto dziś Szekspira czyta spośród tych niecałych 40%, którzy w ogóle sięgają po przynajmniej jedną książkę rocznie? Z pewnością niektórzy licealiści, bo jego dramaty są wpisane w podstawę programową; studenci, akademicy, realizatorzy scenicznych adaptacji… W masowej wyobraźni istnieją Romeo i Julia, scena balkonowa, „Być albo nie być”, Hamlet gadający do czaszki – to chyba tyle. Może gdyby Netflix machnął jakiś serial?
Do takiego naskórkowego odbioru twórczości Szekspira odnieśli się autorzy sztuki napisanej w 1987 roku – trzech amerykańskich studentów: Adam Long, Daniel Singer i Jess Winfield. Ich „Dzieła wszystkie Szekspira (w nieco skróconej formie)” to także najnowsza premiera Teatru Rozrywki, która bierze na warsztat utwory największego dramaturga wszech czasów i rozprawia się z nimi bez cienia atencji. Kpina, pastisz, groteskowa zgrywa? Tak, tu może zdarzyć się wszystko. Wszystko też może zostać wyrwane z kontekstu i wrzucone w inny.
Roland Barthes pisał: „Tekst jak tkaniną; dotąd jednak uznawaliśmy zawsze tę tkaninę za wytwór, gotową zasłonę (…) teraz podkreślamy (…) tekst tworzy się, wypracowuje przez nieustanne splatanie”. Jeśli dorobek Szekspira uznać za archetekst, twórcy „Dzieł wszystkich…” – podążając za metaforą Barthesa – najpierw jego tkaninę rozrywają i drą, a z powstałych skrawków, wystających nici i resztek splatają zupełnie nowy, nieoczekiwany, intrygujący patchwork.
Makbet staje się Jaśkiem z ciupagą – bo przecież Szkocja dla Wielkiej Brytanii to jak Podhale dla Polski. Otello rapuje, Julia tęskni do wyobrażonego Romea (tekstem z Kabaretu Starszych Panów), nie dostrzegając tego, który rzeczywiście pod balkonem czeka. Fragmenty „Tytusa Andronikusa” rozgrywają się w scenerii programu kulinarnego z udziałem seryjnego mordercy. „Kroniki” można szybko przedstawić w konwencji sportowej – w końcu i tak nikt nie odróżnia jednego tragicznego króla od drugiego. Szesnaście komedii najlepiej zlepić w jedną, a „Hamleta” złożonego z kilku sztandarowych scen zagrać coraz szybciej.
„Dzieła wszystkie…” to dekonstrukcja utworów Szekspira jako zestawu znaków-wytrychów. To też dekonstrukcja samego przedstawienia teatralnego. Magdalena Wojtacha tuż przed rozpoczęciem spektaklu biega pomiędzy rzędami w uniformie pań z obsługi widowni, wywołując niepewność i lekki niepokój widzów. Zazwyczaj niewidoczni pracownicy techniczni czy garderobiane przekształcają się w pełnoprawnych użytkowników sceny.
„Dzieła wszystkie…” to żart z nadętych interpretacji szablonowo przyprawiających „Hamletowi” freudowską gębę. Publiczność jako id, ego i supergeo Ofelii, wydobyte w procesie analizy na wierzch i wykrzyczane? Dlaczego nie?
„Dzieła wszystkie…” to pastiszowa zabawa Szekspirem i wywracanie go na nice. Jakby w powietrzu zawisło pytanie – a to ogarniecie? A to – dacie radę? To może jeszcze do tego wszystkiego trochę mocnego beatu (wykorzystano utwór „WNP” Taco Hemingwaya oraz muzykę oryginalną stworzoną przez Kamila Franczaka).
To, co wiemy o liniach podziału: widz-aktor, aktor-postać, bohater-płeć – przestaje istnieć. Aktorzy, jak informuje na początku Marek Chudziński, nie są nimi, zastępują tych, którzy nie dojechali. Odtwarzają po kilka postaci równocześnie, w międzyczasie posługując się własnymi nazwiskami. Grają z pojęciem męskości i kobiecości – w przydziale ról płeć nie jest najistotniejszym czynnikiem (zresztą kobiece bohaterki grane przez mężczyzn to przecież ukłon w stronę tradycji teatru elżbietańskiego). Wykorzystują cały arsenał środków, bez eufemizmów i subtelności.
Wspomniany Chudziński, sceniczny wyga, tutaj jest w swoim żywiole. W kostiumie Gertrudy (i za chwilę Klaudiusza), jako przerysowana wersja Romea-Eltona, jako Ofelia kabaretowej proweniencji czy nieco zagubiony dubler aktora – emocje wywołuje w każdym wcieleniu. Jakub Wróblewski dawką emfazy i overactingu dorównuje ukochanym przeze mnie aktorom bollywoodzkich filmów z lat 70. – a to naprawdę wyczyn! Magdalena Wojtacha jest przekonującą naurotyczna Julią, a po chwili równie prawdziwym meczowym „gniazdowym”. Żonglerka najbardziej znanymi cytatami, rapowanie, śpiew, nieustanne „wychodzenie z roli” i „wchodzenie” w nią ponownie, zmiana kostiumów, charakterów – wszystko dzieje się w szaleńczym tempie. A umiejętność kontrolowania tego pozornego chaosu wynika zapewne stąd, że troje aktorów to jednocześnie współreżyserzy spektaklu.
Największym być może wyzwaniem okazuje się interakcja z publicznością, w sztuce tej nieodzowna, bo jej częścią jest improwizacja; ale też ryzykowna – przecież reakcji widzów nie sposób przewidzieć. Zazwyczaj ukryci bezpiecznie w ciemności, jak voyeuryści, podczas „Dzieł wszystkich…” zostają postawieni wobec faktu zburzenia tzw. czwartej ściany i mentalnie wyrwani z bezpiecznych foteli (niektórzy zresztą nawet całkiem dosłownie).
Trzeba przyznać, że artystom podczas premierowego przedstawienia bardzo szybko udało się pokonać wyczuwalną na początku rezerwę części widowni, nie do końca wiedzącej, jak zareagować. Pomogła też przestrzeń – wybieg skrócił dystans, a obserwatorzy stali się uczestnikami. Bo przecież „świat jest teatrem, aktorami ludzie…”.
Jeśli ktoś lubi absurdalne poczucie humoru i dobrze się bawił, oglądając „Bajki dla potłuczonych” kabaretu Potem (lub ich chorzowską adaptację – „Złanocki”), jeśli bliskie mu są dokonania „Latającego cyrku Monty Pythona” – podczas tego spektaklu poczuje się dokładnie tam, gdzie być powinien. A reszta? „Reszta jest milczeniem” oczywiście.
Za udostępnienie i możliwość wykorzystania zdjęć serdecznie dziękuję Teatrowi Rozrywki.
„Dzieła wszystkie Szekspira (w nieco skróconej formie)”, Teatr Rozrywki, 12 marca 2021r. (premiera)
Reżyseria: Magdalena Wojtacha, Marek Chudziński, Jakub Wróblewski
Występują: Magdalena Wojtacha, Marek Chudziński, Jakub Wróblewski