Egzystencja Harolda Chasena jest przewidywalna i równie czarno-biała jak eleganckie mieszkanie, które zajmuje wraz z matką. Wstaje. Realizuje następny „samobójczy projekt”, tzn. udawaną próbę pozbawienia się życia doczesnego, która ma poruszyć rodzicielkę (nie porusza). Idzie na kolejny pogrzeb nieznajomego.
Utartymi ścieżkami podąża też życie dystyngowanej pani Chasen. Spotkania z terapeutą. Organizacja wykwintnych przyjęć dla wytwornych gości. Niekończące się wymagania wobec służącej (im wyższe, tym wyżej Marie staje na palcach, by im sprostać). Tę jakże uporządkowaną codzienność zaburzają jedynie wspomniane poczynania Harolda. A może odpowiednia dama u boku pozwoliłaby chłopakowi wreszcie się ustatkować? Pani Chasen w wypełnionym mnogością obowiązków życiu musi odtąd znaleźć jeszcze czas na spotkania z potencjalnymi narzeczonymi syna, podsyłanymi przez renomowane biuro matrymonialne.
Tymczasem w czarno-białej monotonii Harolda pojawia się mnóstwo barw – pstrokatych i jaskrawych. Wyobraźcie sobie prawie osiemdziesięcioletnią Anię z Zielonego Wzgórza o hippisowsko-marksistowskich poglądach. Oto Maude, na którą Harold wpada w kościele podczas jednego z pogrzebów. Spotkanie promiennie uśmiechniętej starszej pani i młodego mężczyzny uruchomi lawinę niespodziewanych zdarzeń.
Colin Higgins wyprodukował film „Harold i Maude” na podstawie własnego scenariusza w 1971 roku. Obraz nie okazał się kasowym sukcesem, jednak kilka lat później autor na życzenie francuskiego reżysera teatralnego, Jeana-Louisa Barraulta, dokonał scenicznej adaptacji tekstu. Tym razem historia spodobała się zarówno widzom, jak i krytykom. A realizacja Tomasza Mana przygotowana na deskach Teatru Rozrywki ma wszelkie podstawy, by zdobyć takie samo uznanie.
Spektakl rozpoczyna się jak czarna komedia, ale z upływem czasu pozornie lekka materia odsłania ukrytą pod powierzchnią niejednoznaczną opowieść. Dlaczego dokonujemy pewnych wyborów? Co wpływa na to, jak kształtujemy swoją codzienność? Czemu niektóre zachowania i działania uważamy za oczywiste, a inne kwestionujemy? Dlaczego z taką łatwością godzimy się na banalne życie jak spod sztancy?
Pojawiające się w warstwie dramaturgicznej ostrze ciętej satyry jest nieustannie łagodzone ciepłem i serdecznością, wynikającymi z podejścia do ukazanej historii. Dwoistość ta obecna jest w całym przedstawieniu; kontrast organizuje też przestrzeń sceniczną i sposób prezentacji postaci.
Mieszkanie Chasenów jest minimalistyczne, oświetlone zimnym światłem; w jego blasku blade twarze i umalowane na ciemno usta pani Chasen oraz służącej sprawiają dość upiorne wrażenie. Ciepłe światło otula zapełnione „pożyczonymi” meblami, bibelotami i obrazami lokum Maude, współgrając z jej oryginalną osobowością.
Patrząc na Marię Meyer w tej roli, trudno sobie wyobrazić na tym miejscu kogoś innego. Artystka prezentuje kolejną zaskakującą odsłonę nadzwyczajnego talentu. Maude, w swojej naiwności i dziecięcym zachwycie światem, jest na początku nieco irytująca, ale dalsze wydarzenia odsłaniają motywy jej postępowania i każą widzowi zmienić perspektywę. Ona już wie, że ucieczka w schemat przed niczym nie ocala. Dostosowanie się do wymogów społeczeństwa, często absurdalnych, nie daje spełnienia ani szczęścia. Taka brutalnie szczera autorefleksja może prowadzić do rezygnacji. Ale może też – i tak dzieje się w przypadku Maude – skłonić do nieszablonowego myślenia i działań, które staną się emanacją nieskrępowanej niczym wolności.
Jakub Wróblewski jako Harold tworzy intrygująco niejednoznaczną postać. Na początku wydaje się rozpuszczonym chłoptasiem z bogatego domu, któremu się w głowie poprzewracało z braku prawdziwych problemów. Wkrótce jasne się staje, że jego postępowanie to odpowiedź na emocjonalny chłód i pustkę, które wypełniają rodzinny dom, oraz sposób przeciwstawienia się zastanemu porządkowi. Kiedy ktoś okazuje mu prawdziwe zainteresowanie – odkrywa swoją naturę wrażliwca, umiejętność współodczuwania i potrzebę miłości.
Aleksandra Gajewska kreuje panią Chasen, umiejętnie operując lodowatym szykiem posągowej królowej. Zuzanna Marszał jako służąca i… foka (!) daje fascynujący spektakl gracji i zgoła nadludzkiej perfekcji. Sławomir Banaś (ojciec Finnegan) z wdziękiem wygrywa farsową nieporadność swego bohatera. Furorę na scenie robi Anna Surma, która prezentuje cały przekrój komediowych umiejętności, wcielając się w trzy potencjalne narzeczone Harolda. Wspomnieć trzeba o niewielkich, ale przykuwających uwagę podwójnych rolach teatralnych wyjadaczy – Izabelli Malik i Jarosława Czarneckiego. Brawa należą się także Radosławowi Michalikowi, który jako taper towarzyszy aktorom podczas przedstawienia.
„Harold i Maude” łączy w sobie wszystkie elementy, które stanowią o powodzeniu inscenizacji: jest zajmująca, niebanalna historia, wartko tocząca się akcja, dobre aktorstwo, sprawna reżyseria. Sztuka zgrabnie balansuje między skrajnymi emocjami. Na pozór nieskomplikowana i zabawna, nie oferuje prostych odpowiedzi i cudownych rozwiązań. Ale nie pozwala też wyjść z teatru z poczuciem beznadziei i zwątpienia. „I tak warto żyć”, mimo że nasz koniec jednoznaczny i nieuchronny – to przesłanie zarówno dla Harolda, jak i widzów. A śmiech nie odziera śmierci z godności – sprawia jedynie, że łatwiej znieść świadomość jej istnienia.
„Harold i Maude”, Teatr Rozrywki, 21 października 2022r. (premiera)
Reżyseria i muzyka – Tomasz Man
Scenografia i kostiumy – Anetta Piekarska-Man
Aranżacje i opracowanie muzyczne – Radosław Michalik
Maude – Maria Meyer
Harold – Jakub Wróblewski
Pani Chasen – Aleksandra Gajewska
Doktor Matthews/ Inspektor Bernard – Jarosław Czarnecki
Służąca Marie/ Foka – Zuzanna Marszał
Ojciec Finnegan – Sławomir Banaś
Ogrodniczka/ Sierżant Doppel – Izabella Malik
Nancy Mersh/ Sylwia Gazel/ Dora Sunshine – Anna Surma
Taper – Radosław Michalik