To był sezon…

… długi, wielobarwny i piękny. Bo teatry, sale koncertowe i inne miejsca kultury pozostawały otwarte i można je było bez przeszkód odwiedzać.
Widziałam kilkanaście premierowych spektakli. Prawie wszystkie w taki czy inny sposób okazały się ciekawym doświadczeniem. W poniższym zestawieniu mogłoby się pojawić więcej tytułów czy ról – o wielu z nich pisałam w recenzjach. Zebrałam w nim to, co mi najbardziej utkwiło w głowie; to, co było dla mnie ważne, inspirujące, skłaniające do zachwytów, przemyśleń. Bez rankingów, cyferek, ustalania kolejności – poza alfabetyczną.

Moje podsumowanie sezonu 2022/2023.

SPEKTAKLE

„Byk” – Teatr Studio, Fundacja Teatru Śląskiego „Wyspiański”, Teatr Łaźnia Nowa, Instytut im. J. Grotowskiego, Teatr Korez, reż. Szczepan Twardoch, Robert Talarczyk

Fot. Przemysław Jendroska

Monodram Roberta Talarczyka na podstawie tekstu dramatycznego Szczepana Twardocha to ponad półtorejgodzinny spektakl, podczas którego nawet okiem nie chce się mrugnąć, by niczego nie uronić. Bluzg nienawiści do świata i samego siebie, z którego stopniowo wyłania się obraz „przegranego życia”. Spowiedź i rozliczenie – z kłamstwami, upiorami przeszłości i teraźniejszości, przemilczeniami, traumami własnymi i dziedziczonymi. Opowieść o tym, na ile każdy z nas jest kowalem własnego losu; o tym, co i jak dziś znaczy bycie Ślązakiem, Polakiem, człowiekiem; o uwierającej tożsamości, którą jednak jeśli się porzuci – nie ma się już nic.
Intensywny, mocny. Ważny.

„Empuzjon” – Teatr Śląski, Teatr Studio, Instytut im. J. Grotowskiego, reż. Robert Talarczyk

Fot. Przemysław Jendroska

Pierwsza na świecie adaptacja sceniczna pierwszej po Noblu powieści Olgi Tokarczuk. Görbersdorf jako tło historii o pozornie dominującym męskim świecie i nieokiełznanej żeńskiej naturze. O przemianie, której nie da się zatrzymać. Niepokojąca, duszna atmosfera „horroru przyrodoleczniczego” oddana w wysmakowanej plastycznie, koherentnej wizji sięgającej do teatru cieni, malarstwa początków ubiegłego wieku, kadrów i dźwięków dawnego kina.

„Lobotomia”, Teatr Śląski, Scena w Malarni, reż. Marek Rachoń

Fot. Przemysław Jendroska

Wesołe melodie w połączeniu z tekstami eksplorującymi najciemniejsze zakamarki i peryferie ludzkiej natury – nie znałam wcześniej ekscentrycznej twórczości The Tiger Lillies. Ekshibicja – bo tak określają ją twórcy – inspirowana dokonaniami grupy okazała się strzałem w dziesiątkę. Scena przypominająca Czerwony Pokój z „Twin Peaks”, bohaterki w witrynach-pudełkach jak karykatury lalek Barbie, opowiadające swoje historie; nośna scenicznie realizacja wyreżyserowana przez Marka Rachonia pozwoliła wybrzmieć intrygującym, choć nie zawsze łatwo przyswajalnym sensom. Bo jeśli jest tu humor – to wisielczy, jeśli „end” – to daleki od „happy”.
„Gdy ci idzie źle” – odwiedź Scenę w Malarni. Po spektaklu… wcale nie będzie lepiej. Można co najwyżej liczyć na lobotomię – a „bez mózgu żyć jest lżej”. Przewrotny, intrygujący spektakl.

„Matylda” – Teatr Syrena, reż. Jacek Mikołajczyk

Fot. Krzysztof Bieliński

Musical, którego bohaterką jest dziewczynka o ogromnej wyobraźni, kochająca książki? Już mi się podoba! W którym ostrze satyry uderza w opresyjny system edukacji, niemądrych rodziców i bezmyślnych konsumentów telewizyjnej papki? O, tak! Na który można zabrać młodych widzów? Doskonale! A to tylko wstęp do całego szeregu atutów „Matyldy”. Bo przecież trudno nie wspomnieć o piosenkach Tima „Judasza” Minchina, o świetnym tłumaczeniu Jacka Mikołajczyka, o choreografii, scenografii, fenomenalnej obsadzie dziecięcej i niedających się jej przyćmić (a to zdaje się prawie niewykonalne) dorosłych aktorach.

„Piękna i Bestia”, Teatr Muzyczny w Poznaniu, reż. Jerzy Jan Połoński

Fot. Dawid Stube

Scena jak precyzyjnie wycięta karta z rozkładanej trójwymiarowej książki, motyw papierowych wycinanek wykorzystany w rekwizytach, strojach zespołu i dekoracjach, zjawiskowe kostiumy bohaterów, bezbłędnie dobrana obsada, piękna muzyka. Poznański Teatr Muzyczny udowadnia, że wcale nie trzeba mieć ogromnej sceny i równie wielkiej machinerii, by zrealizować zapadające w pamięć widowisko. Magia teatru tkwi w tym, by umieć czarować. A twórcy „Pięknej i Bestii” to potrafią. Stworzyli urzekającą i niezwykle spójną wizję artystyczną, której walory docenią zarówno młodsi, jak i dorośli widzowie.

„Tootsie”, Teatr Rozrywki, reż. Magdalena Piekorz

Fot. Artur Wacławek

„Tootsie” to dowód wnikliwej znajomości tematyki musicalowej przez reżyserkę. Świetnie pomyślany, inteligentny spektakl zrealizowany z wielką dbałością o każdy szczegół, w wielu fragmentach zabawnie autotematyczny, z nienatrętnym przesłaniem. To wzorowo zagrana i zaśpiewana w takt porywającej muzyki i przebojowych piosenek inscenizacja. Kolejny hit w repertuarze Teatru Rozrywki, na który bilety wyprzedają się prawie w tempie przebiórek artystów w kulisach.

„We Will Rock You”, Teatr Muzyczny ROMA, reż. Wojciech Kępczyński

Fot. Karol Mańk

Z pewnością to najgłośniejszy musical sezonu – dosłownie i w przenośni. Perfekcyjnie zrealizowana produkcja, począwszy od aspektów technicznych, świateł, efektów specjalnych, poprzez scenografię, kostiumy, tłumaczenie, aż po muzykę Queen w doskonałym wykonaniu (trudno uwierzyć, że tę potężną ścianę dźwięku tworzy TYLKO siedmioosobowy band!). Z humorem i dystansem potraktowana została fabuła spektaklu, który przekształca się w koncert i za każdym razem porywa widownię. A utalentowani ludzie na scenie tworzą taką ekipę i robią takie show, że kiedy się kończy, ma się ochotę na natychmiastową powtórkę.
Jeśli ktoś wychował się na rocku, nie pozostanie obojętny na wezwanie do walki o prawdziwą wolność tworzenia i zawsze będzie czuł niechęć do muzycznych klonów bez wyrazu. Niech żyje rock!

ROLE

Kamil Franczak – Brit, „We Will Rock You”, Teatr Muzyczny ROMA

Fot. Karol Mańk

Charyzmatyczny buntownik z wyboru i kwintesencja rockandrollowca o zaskakująco gołębim sercu. Brawurowo poprowadzona postać, pełna niewymuszonego wdzięku, luzu i pasji. Kiedy pojawia się na scenie, momentalnie porywa publiczność i zaraża ją swoją energią. Ze scenicznymi partnerkami tworzy ogniste duety. Niepospolita barwa głosu oraz możliwości wokalne artysty dodają wykonywanym przez niego utworom Queen oryginalności i pazura. Jest jednym z najjaśniejszych punktów musicalu, w którym roi się przecież od talentów.

Oskar Jarzombek – Christopher Boone, „Dziwny przypadek psa nocną porą”, Teatr Miejski w Gliwicach

Fot. Jeremi Astaszow

Zagrać, będąc dorosłym, dziecko lub nastolatka, i nie popaść przy tym w sztuczność czy infantylizowanie – to niełatwa sztuka. Pułapek czeka sporo. Oskar Jarzombek, wcielając się w rolę Christophera Boone’a, uniknął każdej z nich. Stworzył postać chłopaka w spektrum autyzmu (chociaż zaburzenie nie jest nazwane wprost), który angażuje się w rozwiązanie sąsiedzko-kryminalnej zagadki, a przy okazji odkrywa rodzinne tajemnice. Jest wkurzający, uparty, irytujący – jak to dorastający nastolatek. Ale cechują go też otwartość, dobroć, mądrość i dzielność. To niezafałszowana, starannie zarysowana i ukazana kreacja.

Wiola Malchar-Orynicz – Sandy, „Tootsie”, Teatr Rozrywki

Fot. Artur Wacławek

Frenetyczna przyjaciółka głównego bohatera „Tootsie” to dość przejaskrawiona, narysowana grubą kreską postać. Aktorka dzięki swojemu warsztatowi wokalno-aktorskiemu swobodnie wydobywa jej neurotyczność, temperamentość i zbzikowanie, nie zapominając o odrobinie wdzięku. Toteż Sandy bardzo szybko zdobywa sympatię publiczności – bo nie da się jej nie lubić.

Maria Tyszkiewicz – Scaramouche, „We Will Rock You”, Teatr Muzyczny ROMA

Fot. Karol Mańk

Odkrycie! Dotychczas tylko o niej słyszałam. Kilka miesięcy temu nareszcie ją usłyszałam. Wiem, błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli… Ale teraz wiem jedno – chcę więcej! Kiedy Maria Tyszkiewicz zaczyna śpiewać, człowiek się zastanawia, jak w tej drobnej osobie może się pomieścić taki głos, a dodatkowo taka dawka energii! Poczucie humoru, dystans do roli oraz niezrównana sceniczna ekspresja pozwalają jej wykreować przebojową, rezolutną bohaterkę, za którą trzyma się kciuki.

Hubert Waljewski – Michael Dorsey/ Dorothy Michaels, „Tootsie”, Teatr Rozrywki

Fot. Artur Wacławek

Bez problemu oddaje bogactwo emocji swojego bohatera w obu wcieleniach. Ale szczególne wrażenie robi jako Dorothy. Konkretna i zdecydowana, panna Michaels ma też mnóstwo osobistego wdzięku, na który łapią się nie tylko Julie czy Max, ale również widzowie. Hubert Waljewski jest kapitalny aktorsko, doskonale tańczy, a jak śpiewa! No i to niecałe pół minuty na przebranie się z wersji męskiej w kobiecą też robi wrażenie. Nadzwyczajna rola!

WARTO OBSERWOWAĆ

Ula Milewska
Do zestawienia weszła przebojem po tym, jak zobaczyłam ją w lipcowym „We Will Rock You” – moim ostatnim przedstawieniu w sezonie. Jej nieustraszona, pełna zapału i determinacji Oz nie pozwoliła o sobie zapomnieć. Potrafiła też być wyciszona i przejmująca, kiedy wymagała tego rola.
Artystka dysponuje niebanalnym, mocnym głosem, a to w teatrze muzycznym atut nie do przecenienia.

Fot. Karol Mańk

Joanna Możdżan
Sandy w „Tootsie” gra na zmianę z Wiolą Malchar-Orynicz, a jej interpretacja nieszablonowej przyjaciółki Michaela jest warta odnotowania. To wyrazista, zabawna, prawie farsowa postać. Joanna Możdżan zaprezentowała się jako aktorka o przekonującym rysie komediowym, która jednak ma dla swej bohaterki czułość i wyrozumiałość.

Fot. Artur Wacławek

Tomasz Wojtan
Ma urok dawnego amanta, swoistą sceniczną elegancję i wspaniały głos. Zabłysnął jako Ram-Tam-Tamek w „Kotach”, a teraz otrzymał pierwszą główną rolę – w „Tootsie” (dzieloną z Hubertem Waljewskim). Udowodnił, że zaufanie reżyserki nie było na wyrost. Jest przekonujący jako pewny siebie Michael oraz jako świadoma atutów, jednak z biegiem czasu gubiąca się w swej sytuacji Dorothy.

Fot. Artur Wacławek

Jakub Wróblewski
W dwóch premierach tego sezonu w Teatrze Rozrywki zaprezentował zróżnicowane aktorskie oblicza. W nieco czarnej komedii „Harold i Maude” jako tytułowy Harold, ekscentryczny i niezrozumiany przez matkę chłopak, bawił wisielczym poczuciem humoru i ujmował autentycznością ukazywanych emocji. Z kolei wcielając się w „kanapowego komentatora” Jeffa w „Tootsie”, kpiarstwo i cynizm łączył z umiejętnością słuchania i bycia prawdziwym przyjacielem.

Fot. Artur Wacławek

INNE

Przekład „We Will Rock You”

Tłumaczyć utwory Queen na język polski!? Toć to świętokradztwo, hańba i profanacja! Ne wolno! Takie głosy pojawiały się od momentu ogłoszenia premiery. Przetłumaczenie „We Will Rock You” wymagało niewątpliwie odwagi, ale Michał Wojnarowski nie przestraszył się wyzwania. Przygotował libretto swobodne narracyjnie, ze zgrabnymi i pozbawionymi żenady nawiązaniami do polskiej popkultury. A przełożone przez niego utwory Queen harmonijnie wpasowują się w fabułę. Oczywiście polskie wersje śpiewa się trudniej niż oryginały (kłaniają się zbitki spółgłoskowe, głoski szeleszczące, zwartowybuchowe i inne atrakcje ;)). Jestem pewna, że artystki wcielające się w Killer Queen do dziś przeklinają tekst do „Another One Bites the Dust” („Znowu ktoś gryzie piach”). Ale ostateczny efekt pracy tłumacza jest przedni. Tak się wygrywa jak Michał Wojnarowski.

Pozytywne zjawisko: działalność domów kultury i amatorskich grup teatralnych

To, że istnieją i działają, nie jest niczym nowym. Sama jednak nie miałam dotychczas zbyt wielu okazji, by przyglądać się efektom takich przedsięwzięć, toteż były one dla mnie odkryciem.

W „Przedstawieniu Hamleta we wsi Głucha Dolna” wystąpili członkowie Teatru Fąfą (działającego w katowickim Pałacu Młodzieży). Ci młodzi ludzie zdecydowali się wystawić naprawdę trudny i odległy od nich kulturowo tekst. Poziom realizacji poszczególnych zadań aktorskich był zróżnicowany, ale mimo wszystko byłam pod wrażeniem zaangażowania, z jakim przedstawienie zostało przygotowane.

Bardzo ciekawa okazała się też „Shirley Valentine” wystawiona przez grupę uczestników całorocznych warsztatów aktorskich dla dorosłych, prowadzonych przez Teatr Żelazny w Katowicach. Monodram został rozpisany na siedem głosów, a występujące na scenie uczestniczki nadały opowieści o kobiecym, czasem zabawnym, a często gorzkim doświadczeniu, wymiar uniwersalny.

Miałam też możliwość zobaczenia i wysłuchania koncertu finałowego Warsztatowego Studia Wokalnego – po raz pierwszy, toteż byłam bardzo zaskoczona wysokim poziomem wielu wykonawców, ich umiejętnościami wokalnymi i interpretacyjnymi. Zaprezentowali zróżnicowany i wcale niełatwy repertuar – solo, w duetach i zbiorowo. Pełne entuzjazmu reakcje widowni podczas występów były w pełni zasłużone.
Projekt dowodzony przez Kamila Barona pozwala marzącym o śpiewaniu (lub po prostu uwielbiającym to robić w wolnym czasie) młodym i nieco starszym ludziom na rozwój oraz doskonalenie umiejętności pod okiem profesjonalnej kadry.

Negatywne zjawisko: zachowania (na szczęście tylko niektórych) ludzi w teatrze

  • Telefony w teatrze! Tak, osobo np. w drugim rzędzie, bez żenady scrollująca ekran i reagująca oburzeniem na zwracaną przez co najmniej kilka osób uwagę – to jest widoczne, a światło ekranu w ciemności rozprasza zarówno widzów, jak i aktorów. Zresztą nieważne, gdzie siedzisz – wizyta w teatrze to nie jest czas na czytanie wiadomości, odpisywanie, przeglądanie fb.
  • Wiem, pusta scena to fajna przestrzeń, ale naprawdę nie służy temu (nawet jeśli spektakl jeszcze się nie zaczął), by ustawiać na niej kawę, wodę, torebkę. A niedługo może i zestaw z Maca na wynos? I naprawdę nie wypada być zdziwionym i zaskoczonym, że obsługa widowni zwraca w tej sytuacji uwagę.
fb-share-icon
Ten wpis został opublikowany w kategorii MUSICALE i oznaczony tagami , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *